25.09
Relacja z festiwalu: Marta Ryczkowska
Kolejny dzień „Interakcji“ to spotkanie chłopców PRL-owców z nową falą, młodym pokoleniem artystów performance. Na pierwszy plan wysunęły się zderzenia: chłodna refleksja historyczna kontra intuicja, fantazja na temat przyszłości i post-apokalipsa, historia o Polsce i opowieści z dzielnicy. Finał należał do ostrej i hipnotyzującej Siksy. W całym zda(e)rzeniu można było zauważyć dychotomie na linii: starzy-młodzi, męskie-kobiece, wolność-zniewolenie. Silnie obecny idiom polskości był rozbrajany na wiele sposobów. Jan Rylke sprowadził go do dziecięcej zabawki z orzełkami poruszanej siłą ludzkich mięśni, która w toku działania zamienia się w balkonik dla starca. Siksa koncertowała przepasana chustą rezerwisty z hasłami: „Najpiękniejsza w wojsku chwila nie zastąpi mi cywila”. Mówiła: „Potrzebujemy nowych pieśni przetrwańczych.(…) Tańczmy tańce”. Performances prowokowały myśl, że kategoria polskości jest niestabilna i domaga się przemontowania.
Jan Rylke zaprosił widzów na szlachecko-wodewilowe widowisko o współczesnej polskości. Pojawiły się flagi trzech dawnych potęg, które decydowały o naszej tożsamości: Niemiec, Rosji i Austrii. Artysta z pomocą trzech wolontariuszy wykonywał taniec z flagą każdego z dawnych zaborców w takt hymnu, który był kompilacją polskiego, austriackiego, rosyjskiego, niemieckiego i unijnego. W przerwach czytał wiersz, w którym wybrzmiewał refren: „Porzućmy pozory, wróćmy pod zabory”. Działanie dopełnił wykonany przez niego balkonik – jarmarczna zabawka z radośnie machającymi skrzydłami orzełkami i nową flagą. W jego działaniu można było usłyszeć echa średniowiecznego moralitetu.
Grzegorz Bożek opowiedział historię, która przydarzyła się w pewien upalny dzień w Poznaniu. Była to opowieść drogi, dwóch przyjaciół spotyka kobietę w opałach i postanawia jej pomóc. Sprawy się komplikują, status nieznajomej jest niejasny, żadna z placówek opiekuńczych nie chce jej przyjąć pod swoje skrzydła. Mijają godziny, nadchodzi noc. Wzrasta niepokój. Opowieść wyłaniała się z prostych, powtarzalnych zdań, przypominała rejestrację na starej kasecie magnetofonowej ze wszystkimi przeskokami i powtórzeniami. Drobne gesty nadawały jej dramatyzm. Kropla nasercowa na morzu czarnym – drobny znak, który artysta uczynił na drzwiach, nadały jej ludzki wymiar i skierowały myśl na szersze, egzystencjalne wody.
Sta_h Bałdyga stworzył pełną napięcia sytuację dźwiękowo-wizualną z wirtualnym udziałem Piacha, który skomponował muzykę do performance. Podstawą działania były stare drzwi wewnętrzne z pustą ramą w środku – artysta utrzymywał je w pozycji pionowej sterując własnym ciałem. W ich górnej części przymocował telefon, połączył się z Piachem za pomocą wideo-rozmowy, dzięki czemu działanie rozgrywało się w dwóch miejscach jednocześnie. Mroczne, przytłaczające fale dźwięku, naprężenie mięśni, zatrzymana ucieczka – wszystkie te elementy tworzyły klimat nadciągającej apokalipsy. Drzwi były nośnym symbolem: małe, z łuszczącą się farbą, z przestrzenią w środku, przez którą swobodnie można przejść, wyjęte z futryny a przez to ruchome, zdawały się całkowicie zaprzeczać swojej funkcji. Nic nie odgradzały ani donikąd nie prowadziły. Utrzymywało je ludzkie ciało. Ich funkcję pośredniczącą pomiędzy dwoma pokojami (dwoma światami) wydobyła natomiast transmisja telefoniczna. W jednym pokoju znajdowała się pogrążona w transie publiczność „Interakcji”, w drugim Piachu z kolegą siedzieli przy stole na tle drewnianej ściany. Drzwi, w których tkwił artysta, falowały zmieniając perspektywę, oświetlał je teatralny, zimny reflektor. Po drugiej stronie (w telefonie) wybrzmiewała radiowa muzyka. Stare drzwi, znalezione na śmietniku okazały się wirtualnym portalem, łączącym dwa miejsca.
Jan Stanisław Wojciechowski odniósł się do swojej życiowej praktyki teoretyczno-artystycznej. Artysta jest profesorem kulturoznawstwa, wykładowcą ASP, krytykiem sztuki, autorem rzeźb i aranżacji przestrzennych. Prowadzi „Archiwum Głowy“ i „Notatnik“, w których syntetyzuje własne dokonania i przemyślenia. Performance został zrealizowany w formie mini-wykładu, akademickiej opowieści o różnych obszarach swojego zainteresowania, okraszonych emocjonalnymi komentarzami. Artysta opowiadał o poszukiwaniu matematycznych schematów dla wyjaśnienia reguł rządzących światem, wyrażonym za pomocą kompulsywnie prowadzonych przez lata notatek. Pojawiają się na nich wykresy, oparte o podstawowe figury i ich wariacje: koło i kwadrat. Mówi: „Maniakalna matematyczność pomaga trzymać ster”. Polerowane przez niego popiersie z brązu – będące autoportretem i słowa zapisane na flipcharcie: „I have to Polish” odnosiły się do problemu własnej tożsamości, ujętej w ramy narodowe oraz nieustannej zmiany, szlifowania własnego ja. Wojciechowski przywoływał pierwszy festiwal sztuki performance w Polsce I AM, zorganizowany przez Henryka Gajewskiego w warszawskiej Galerii Remont. Zwrot I AM – tłumaczone z angielskiego jako „ja jestem” oraz jako akronim International Artist Meeting – bezpośrednio odwołuje się do pytania o bycie, o status podmiotu i proces stawania się, który trwa całe życie.
Duet Siksa zaangażował widzów w energetyczną sytuację pod hasłem „Szmery w sercu”. Ostry bas i hipnotyzująca melorecytacja wokalistki zbudowały atmosferę pełną napięcia i ekscytacji, choć tym razem ciężar gatunkowy utworów był nieco inny (artyści określali je nawet jako piosenki). Pojawiły się motywy związane z osadzaniem się w ustalonych już strukturach, zakorzenieniem w relacjach, podsumowywaniem zysków i strat w procesie zwanym życiem. Artystka mówiła o tym, że jest weteranką wojenną i nie dostanie zwrotu za utracone libido. Przemieszczała się między widzami w blond peruce opasana chustą rezerwisty. Gdzieś w tym wszystkim przewijał się problem polskości, próba przyswojenia jej na nowych zasadach. Dzień zakończył pokaz filmu „Sabat Mater Dolorosa”, który zespół określa jako „musical o śmierci i dziewczynie”, przygotowany we współpracy z poznańskim artystą Piotrem Machą oraz grupą zaprzyjaźnionych twórców. Film, który za przykładem Beyonce powstał jako ilustracja płyty, jest wizualną opowieścią, bezkompromisową, szczerą, podniecającą i do bólu przenikliwą. Artyści organizują pokazy studyjne – w galeriach, kinach, mieszkaniach prywatnych. Dbają o to, aby zachować klimat kameralnego klubu dyskusyjnego i nie wpuszczać produkcji w przestwór popkultury za pomocą mediów internetowych. Film jest obrazową odpowiedzią na sferę audio ale przełamuje konwencję teledysku, nasyca go głębszymi historiami. Siksa wypowiada otwartą wojnę patriarchatowi, za którym stoi dyskryminacja, ksenofobia, dyskredytowanie kobiet. Krzyczy o prawach kobiet do samostanowienia, o potrzebie różnorodności kulturowej, o przestrzeni dla myślenia poza schematami, które ktoś kiedyś ustalił. Jest surowa i konsekwentna. Ten głos nie przejdzie bez echa.